kuchnia
Obecny czas to Nie 22:09, 12 Maj 2024

Żelazny Karzeł Wasyl
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Odpowiedz do tematu    Forum kuchnia Strona Główna -> Kawały
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:04, 13 Mar 2006    Temat postu: Żelazny Karzeł Wasyl

Wielka zemsta Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl nie mógł zasnąć. Mijał właśnie czwartek - dzień jego urodzin. Wasyl od świtu siedział elegancko ubrany przy stole oczekując gości i gratulacyjnych telegramów. Teraz mijała już 23:30 i nikt przez cały dzień się nie pojawił.

Żelazny Karzeł sam przed sobą udając, ze nic się nie stało, położył się do łóżka. Ale zbawienny sen nie nadchodził. Wasyl zaniósł się smutnym karlim płaczem...- "A wiec dla nikogo nie istnieje!" - zaszlochał - "Mają mnie za nic... ja im pokażę!" - i zaczął obmyślać zemstę.

Najpierw zaplanował, że wiewiórce Łysej Skórce wyrwie wszystkie łapki i będzie nią grał w football. Następnie opracował pułapkę na łosia Grzegorza, pułapkę skonstruowaną z kolejowych resorów piórowych. Gdy Grzegorz stanie na zamaskowany przycisk resory rozpręża się i chwytając za pęciny rozedrą na pół od pachwin do pachy. A wtedy Wasyl wyskoczy na ścieżkę i krzyknie: "Zyg, zyg, marcheweczka". Kolejna ofiara gniewu Wasyla miała być borsuczka Wanda wraz z dziećmi. Karzeł postanowił ja zadusić jej własnymi rajstopami, następnie wypatroszyć, obsuszyć i wreszcie nadziać wcześniej otrutymi gazem dziećmi. Najmłodszy borsuczek Rafałek miał mieć w ryjku parasol z napisem "Olej Castrol". Następnie Wasyl opracował plan zmiażdżenia dalekobieżnym składem towarowym sikorki rogatki oraz przebicia prętem żelaznym przez uszy głów braci królików z dolinki w celu zrobienia z nich żywej huśtawki.

Nagle Żelazny Karzeł przestał obmyślać kolejne akty zemsty, gdyż naszła go zupełnie nowa refleksja: - "A może to nie oni są źli, tylko ja jestem coś nie za bardzo?..." - Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym był pewniejszy, że nieudane urodziny, to tylko i wyłącznie jego wina. Przypomniał sobie ile razy był złośliwy i niedobry dla swoich pobratymców.

Trawiony ponurymi wyrzutami sumienia Wasyl wypił trzy urodzinowe butelki żołędziówki o średniej mocy 85% i poczuł, ze jest coraz bardziej nieszczęśliwy i niepotrzebny. Zalewając się łzami uwiesił u powały pętlę drucianą, która jednym końcem wetknięta była do kontaktu, a drugim zwisała nad wanną. Kiedy Wasyl powiesił się na niej dla pewności spowodował jeszcze krótkie spięcie. Tak wiec jednocześnie przerwał sobie stos pacierzowy oraz doznał dotkliwego, a przy tym śmiertelnego porażenia prądem.

Punktualnie o 9.00 rano do drzwi byłego Żelaznego Karla zapukała delegacja z kwiatami i prezentami.

Wasyl doszedł, jak się okazało zbyt szybko, do daleko idących wniosków. Powodem był fakt, ze przez pomyłkę poprzedniego dnia zerwał dwie kartki z kalendarza i w środę myślał, że jest już czwartek. Tymczasem czwartek był właśnie teraz! Ale dla Wasyla to już równie dobrze mógł być wtorek albo niedziela...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:04, 13 Mar 2006    Temat postu:

Romans Żelaznego Karła.
[ W tle muzyka Zamfira]

[ W.Mann:]

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl siedział przed swoją norą i dłubał pogrzebaczem w zębach. Wtem usłyszał jakiś hałas i obejrzał się gwałtownie. Zobaczył leśnego listonosza, Borsuka Borysa pędzącego na malutkim rowerku. Należy tu dodać, że Borsuk był kretem, tylko na nazwisko miał Borsuk, a na imię Borys. Pędził więc kret Borsuk najwyraźniej kierując się w stronę Wasyla. Gdy już się zbliżył, wyciągnął z kaptura pomiętą kopertę i powiedział:
- Polecony do ciebie, stary saganie! - i uciekł.
Karzeł rzucił za nim pogrzebaczem i zabił go na miejscu.
Następnie rozerwał nerwowo kopertę i oto, co przeczytał:

[ A.Resich-Modlińska:]
Drogi Wasylu!
Musiałam do Ciebie napisać, gdyż nie mogę dłużej ukrywać mojego uczucia.
Jestem karlicą z blachy nierdzewnej obustronnie nitowanej. Pałam do Ciebie miłością tak ogromną, że mi się cewki grzeją na samą myśl o Tobie! Jestem gotowa iść dla Ciebie na poniewierkę, a nawet oddać Ci cały mój zapas towotu. Jestem Twoja od chwili, kiedy Cię ujrzałam. Jeśli czujesz, że chciałbyś mieć we mnie towarzyszkę doli i niedoli, przyjedź pod mój domek przy ulicy Tablicy Mendelejewa 7.
Twoja,
Zofia Majerczyk.

[ W.Mann:]
Wasyl wstrząśnięty temperaturą wyznanych mu uczuć, jak stał popędził na Tablicy Mendelejewa 7.
Wrócił już po kwadransie. I rozłupał sobie głowę sztabą żeliwną, a następnie strzelił do siebie z ergiepepanca.
Zofia Majerczyk była po raz trzeci w ciąży ze swoim mężem Otyłkiem Wacławem, księgowym w pobliskiej spółdzielni "Tęcza". List, który Wasyl otrzymał, napisany był przed czternastu laty.

[ W tle przez cały czas Zamfir]
- Czy to fletnia pana?
- Nie, pożyczona!


Jeszcze?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Darzamat dnia Pon 18:33, 13 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:05, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny Karzeł i Kloss z Sinatrą
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl był w złym nastroju. Wszystko go drażniło. Nie mógł sobie znaleźć miejsca. Siedział teraz przed zepsutym telewizorem "Elektronika" i bezskutecznie usiłował uzyskać obraz uderzając dość silnie pogrzebaczem w kineskop. Nagle, wbrew wszelkiej logice, na ekranie ukazał się Frank Sinatra. Karzeł uderzył jeszcze mocniej. Sinatra ukłonił się i znikł. Wasyl zawołał swoją gosposię, Biedronkę Marylkę. Marylka weszła uśmiechnięta do saloniku i spytała, czy ma już podać obiad. Karzeł przez chwilę zastanawiał się, czy zabić Marylkę pogrzebaczem, ale nie zdążył podjąć decyzji gdyż na ekranie zepsutej "Elektroniki" pojawił się Frank Sinatra z ubranym w opalacz kapitanem Klossem i zaczęli się kłaniać.

Wasyl wybałuszył porcelanowe oczy i warknął:

- Czego?!

Sinatra i Kloss całując się odlecieli na wielkim latawcu. Wasyl zdał sobie sprawę z tego, że majaczy. Przywołał się do porządku i rozejrzał w koło: Telewizor nie działał, a Marylka krzątała się przy stole. Zmęczony Żelazny Karzeł uznał, że jego stan jest karą za wszystkie złe uczynki i postanowił, że będzie dobry dla Marylki. Odłożył pogrzebacz i powiedział łagodnie:

- To podaj maleńka obiad na dwie osoby. Zjemy razem i pogawędzimy. Zdziwiona biedronka błyskawicznie nakryła i zniosła dymiącą wazę. Wasyl łapczywie zaczął chłeptać gorącą zupę na towocie, a biedronka z gracją ogryzała nogi mszycy.

- Słuchaj Maryla, - zaczął Wasyl - wiem, że nie najlepiej cię traktuję. Chciałbym ci to wynagrodzić. Możesz sobie dzisiaj pooglądać telewizję.

- Mnie Sinatra i Kloss nie interesują. - odparła biedronka. - To oni byli naprawdę!? - wrzasnął Wasyl. - To znaczy, że ze mną wszystko w porządku! - dodał i jednym walnięciem pogrzebacza zabił Marylkę.

Uspokojony usiadł na ganku i zakurzył fajeczkę zrobioną z kaloryfera. Siedział tak długo w błogim bezruchu. Pod wieczór przyszła burza i piorun zabił Wasyla na miejscu. Nad osmalonym kadłubem byłego Karła unosili się w objęciach Kloss z Sinatra, śpiewając na dwa głosy piosenki z repertuaru Ałły Pugaczowej.

Zmierzchało...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Darzamat dnia Pon 18:07, 13 Mar 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:05, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wielkie marzenie Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl leżał sobie kiedyś na kanapie w swojej dusznej izbie, palił fajkę zrobioną z rury z kolankiem i oglądał telewizję. Program nie był zbyt ciekawy, bo nadawano właśnie obraz kontrolny, ale Wasyl obserwował ekran z dużą uwagą. Na jego poznaczonej spawami twarzy nie widać było żadnej emocji, ale wewnątrz karła wrzało. Usilnie nad czymś myślał i marzył. Konkretnie: kombinował jak zostać gwiazdą telewizji. Najwyraźniej w pewnym momencie uknuł już swój plan, gdyż uśmiechnął się ze zgrzytem. Dźwięk ten był tak nieprzyjemny, że mieszkająca u karła mysz popełniła samobójstwo. Wasyl nie zauważył tego i wyszedł na dwór.

Stanowczym krokiem ruszył w kierunku pobliskich pól uprawnych na których właśnie trwały żniwa. Gdy znalazł się na miejscu, położył się spokojnie na trasie kombajnu 'Bizon 2'. 'Bizon 2' przejechał przez Wasyla, ale już go nie zesnopowiązał, gdyż coś w nim chrupnęło we wnętrzu kolosa i maszyna stanęła bezradnie. Wasyl wydobył się spośród poskręcanych blach i ruszył dalej.

Na niedalekiej ścieżce zauważył i pojechał dalej. Wasyl tymczasem udał się rowerem w okolice tacji kolejowej. Śpieszył się, gdyż najwyraźniej chciał zdążyć na ekspres 'Władysław Warneńczyk'. Gdy znalazł się na torach ułożył głowę na jednej z szyn i czekał. 'Władysław Warneńczyk' przeleciał o czasie.

Wasyl skontrolował swój wygląd w gładkiej tafli glinianki, w której onegdaj utonął Marian Kulebiak, podczas prób z pługiem podwodnym. Zadowolony z efektu skierował się w stronę wsi.

Już po chwili biegła za nim i przed nim chmara dzieci. Niektóre prosiły o autograf, inne darły się w niebogłosy w stronę chałup: "Tata! Mama! Przyjechał pan z telewizji! Przyjechał pan Obraz Kontrolny! Chodźcie zobaczyć!". Wasyl szedł z wolna przed siebie, rozdawał autografy i gładził dzieci po główkach. Był szczęśliwy!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:06, 13 Mar 2006    Temat postu:

W dzisiejszych odcinkach Wasyl znowu przezyje. Ale od jutra obiecuje poprawe...

Rozmyślania Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl leżał zanurzony po szyję w oleju "Selector Special" i rozmyślał. Rozmyślał nad sensem życia. Był jednak trochę skołowany, więc niczego nie wymyślił i wyszedł z wanny.

Narzucił szlafrok z folii, usiadł w fotelu i zaczął myśleć nad zagadką nieskończoności. Po dwóch minutach dostał potwornej migreny, więc przestał myśleć, odział się i wyszedł przed chałupę. Usiadł na ławeczce przed domem i zaczął myśleć nad perpetum mobile. Po 30 sekundach wyciekł mu z głowy elektrolit.

Wasyl wstał, zatoczył się i położył pod stuletnim dębem. Patrząc na dzięcioła Grzegorza zamyślił się głęboko, gdyż zadał sobie pytanie: co było pierwsze - kogut czy kura? Po 40 sekundach lekki dymek wskazał w których partiach Karła nastąpiły przykre zwarcia.

Pod wieczór Wasyl otrząsnął się ze słabości. Dzięcioła Grzegorza udusił fartuchem, następnie zabił sześć wiewiórek i czaplę. Po skopaniu zaprzyjaźnionego warchlaka, siadł przed chałupą i był szczęśliwy. Nie myślał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:07, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wielka próba Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl jechał na rowerze parowym przez las. Był to jego najnowszy wynalazek, polegający na tym, że napęd pojazdu stanowiła para borsuków ciągnących rower.

Wasyl rozglądał się wokół siebie i podziwiał leśny krajobraz. Myśli jego zaprzątała jednak ważna idea. Otóż Żelazny Karzeł chciał za wszelką cenę zemścić się na zającu Henryku. Henryk rozpowszechniał więc opinię, że Wasyl jest głąb do kwadratu.

Żelazny Karzeł próbował przez pewien czas walczyć z tą sugestią prezentując mieszkańcom lasu swa kolejne wynalazki. Pech jednak chciał, że ich wdrożenie nie odbywało się bez problemów. Maszyna do zbierania grzybów zabiła łosia Janka. Jednorazowy płyn do mycia zębów wybuchł Wasylowi w kieszeni. A elektryczna szczoteczka nieszczęśliwie przygniotła jedyny w okolicy kiosk "Ruchu".

Zając Henryk na razie więc triumfował. Ale Wasyl miał już ułożony plan, który przywróci mu dawną pozycję wśród leśnej braci. Postanowił on bowiem przekazać potomności największy swój wynalazek: wierną kopię siebie samego.

Jechał teraz na polanę sejmową gdzie czekał już zgromadzony tłum pod wodzą zająca Henryka. Gdy Wasyl wjechał w krąg gapiów, na polanie zaległa cisza. Wszyscy wiedzieli, że to ostateczna próba.

Wasyl zdjął z roweru wielkie pudło i przystąpił do montażu. Po kilkudziesięciu minutach stało na polanie dwóch identycznych Wasylów. Wasyl właściwy włączył swojego sobowtórowi zasilanie i powiedział:

- Przedstaw na się teraz kochany.

W Wasylu numer dwa coś chrupnęło i dźwięczny bas powiedział:

- Nazywam się Zofia Maciągowska i mam chore nerki.

Minęło kilka dramatycznych minut.

W całkowitej ciszy Wasyl właściwy bez słowa sięgnął do worka przytroczonego do roweru. Wyjął zeń rusznicę przeciwpancerną i ze słowami: "Eee. Byłem na to przygotowany" wypalił z odległości pół metra do zająca Henryka.

Tym samym odzyskał w mgnieniu oka swój autorytet. Zofia Maciągowska wyjechała zaś do rodziców najbliższym pociągiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:08, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny Karzeł w powietrzu
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl zawsze zazdrościł ptakom umiejętności latania. Podziwiał lekkość z jaką wzbijają się w powietrze. Godzinami potrafił obserwować powietrzne zawijasy jaskółek czy wróbli. Marzył, by wznieść się w powietrze tak, jak one.

Nocami śnił, że szybuje ponad lasem, a leśna społeczność z podziwem przypatruje mu się z ziemi. Kiedyś przyśniło mu się nawet, że poślubił latającą Karlicę.

Latanie stało się jego obsesją. Postanowił, że nauczy się latać. Najpierw notował wszystkie przykłady lotów, a nawet dalszych skoków. Przez dłuższy czas chodził po lesie za wiewiórką Łysą Skórką, gdyż chciał poznać sekret jej długich skoków z gałęzi na gałąź. Trzeciego dnia złapał ją, gdy siedziała na niższej gałęzi i rozerwał jej tylne nóżki w poszukiwaniu jakiegoś śmigiełka czy motorka. Motorka ani śmigiełka nie znalazł, a Łysa Skórka już tak ładnie nie skakała. Wziął się więc za ptaki.

Wronę Balbinę zbadał za pomocą śrubokręta i imadła. Do końca nie zdradziła źródła napędu. Wróbelek Elemelek bronił się bardzo krótko, ale wynik badania był także niejasny. Wasyl doszedł do wniosku, że demontaż ptaka bądź ssaka w dużym stopniu ogranicza ich możliwości napowietrzne.

Stara mądra sowa Wielkogłowa puściła farbę dopiero wtedy, gdy zostały na niej tylko trzy pióra. Wtedy to Wasyl dowiedział się o roli skrzydeł w locie.

Po spotkaniu z sową prace badawcze Wasyla uległy zahamowaniu, aż do spotkania lotnika, który zawisł zaczepiony spadochronem o drzewo. Lotnik, z początku małomówny, rozgadał się po podłączeniu go do prądu. W ciągu kilku minut Wasyl poznał zasady aerodynamiki, a przy okazji historię całej rodziny lotnika i wszystkie jego sekrety, gdyż pilot mówił bardzo szybko i chaotycznie.

Po kilku tygodniach Żelazny Karzeł posiłkując się zdobytą wiedzą skonstruował specjalny szkielet nakładany na ciało i zaopatrzony w skrzydła, które pożyczył od bociana Romana. Na głowie Wasyl miał pilotkę pilota, a od pasa w dół - na wszelki wypadek - kopię kosmatych łapek wiewiórki Łysej Skórki, na którą poszły wszystkie jej siostry.

W niedzielę o godzinie 10:00 odbył się wielki galowy lot Wasyla. W poniedziałek odbył się pogrzeb.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:09, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny Karzeł w przedszkolu
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zemścić się na dzieciach z przedszkola koedukacyjnego numer 16 imienia międzynarodowej pielęgniarki Heleny Faszerowanej. Dzieci te przeszkadzały mu permanentnie przede wszystkim hałasem, jaki się z nich wydobywał, kiedy nie spały po obiedzie. Dzieci ze wspomnianego przedszkola bardzo rzadko zresztą spały po obiedzie.

Niezależnie od tego, szczególnie dała mu się we znaki paczka małego Edka ze starszaków, która korzystając z nieuwagi Karła zakradała się do jego ogrodu, aż zapadnie w drzemkę. Kiedy Wasyl zasypiał małe urwipołcie pisały mu na brzuchu, kredą, różne głupstwa.

Pewnej nocy Wasyl ucharakteryzował się na lokomotywę i zakradł się niepostrzeżenie na teren przedszkola. Postanowił, że kiedy dzieci zaczną się na nim bawić, wyłapie prowodyrów i drogo ukarze.

Nadszedł ranek.

Chmara dzieciarni wysypała się na teren zabaw. Zanim Wasyl zorientował się co się dzieje, paczka starszaków, obsiadła nową lokomotywę. Wasyl aż zadrżał z uciechy. Miał ich w komplecie! Nie zauważył jednak, że dzieci dzierżyły w rączkach różne narzędzia.

W ciągu paru minut rozmontowały Karła na części. Nieszczęsny Karzeł snując plany zemsty nie przewidział, że młodzież z przedszkola numer 16 miała szczególnie rozbudowany program politechniczny. Po kilku dniach z uzyskanych z Wasyla podzespołów i surowców przedszkolaki skonstruowały: cztery magnetowidy, wieżę ciśnień i kilka motorowerów.

Nieprzydatny okazał się tylko łeb Karła, który był bardzo solidny po spawaniu. Dzieci wrzuciły go do dołu z wapnem.

Ale to już inna historia, którą opowiem Wam, jak tylko wrócę z Argentyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:09, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wyjątkowa zemsta Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl nie czuł się najlepiej. Koza Halina zerwała z nim zaręczyny. Ściślej mówiąc kopnęła go w nogę i powiedziała żeby się do niej nie zbliżał nawet na metr kubiczny. To bolesne wydarzenie nie miałoby może tak nieprzyjemnej wymowy, gdyby nie fakt, miało miejsce w leśnym amfiteatrze, tuż przed premierą opery "Konik polny". Tak więc cała leśna społeczność widziała upokorzenie Żelaznego Karła.

Wasyl pałał żądzą zemsty, a wiedział, że jeśli sam podejmie jakieś kroki, nie uniknie odpowiedzialności Wszystkie poszlaki wskazywałyby na niego. Postanowił więc posłużyć się płatnym sługusem. Najlepiej - przybyszem z dalekich stron.

Myśląc o ewentualnych kandydatach przypomniał sobie kolegę z wojska - osiłka Zenona Balona, który w swoim czasie wsławił się tym, że tylko przy pomocy rury gazowej z nakładką pokonał pluton kadetów. Wasyl nie zwlekając wysłał depeszę do Zenona, który po demobilizacji prowadził salon kosmetyczny w pobliskim mieście.

Nie minęły dwa dni, a Zenon stawił się na umówionym miejscu i ze współczuciem wysłuchał Wasylowej historii i wyraził gotowość pomocy. Obaj spiskowcy uradzili, że Zenon, przebrany dla niepoznaki w księcia, wkradnie się w łaski kozy Haliny, a następnie - korzystając z jej nieuwagi - udusi ją sznurem od żelazka.

Minął tydzień.

Wasyl z niepokojem oczekiwał nowin

Wreszcie we wtorek wieczorem Balon zapukał do drzwi Żelaznego Karła. Po wejściu do izby złapał Wasyla bez słowa za korpus, a następnie oderwał mu głowę.

Okazało się, że Zenon zakochał się w Halinie. Po niedzieli odbyło się huczne wesele i młodzi wyjechali pociągiem do Bydgoszczy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:09, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wielka decyzja Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zmienić nazwisko. Pewnym utrudnieniem w realizacji tego zamierzenia był fakt, że Żelazny Karzeł w zasadzie nie miał nazwiska. "W zasadzie" - bo przecież każdy przychodząc na świat ma jakieś tam nazwisko, ale czasami bywa tak, że nazwiska tego nie zna. Okoliczność tego rodzaju zaistniała właśnie w przypadku Żelaznego Karła, który był wychowankiem leśnego domu dziecka imienia Kutozowa.

Skoro był wychowankiem leśnego domu dziecka, to chyba więcej niż pewne, iż jego nazwisko zna kierownik tego ośrodka. Otóż właśnie nie! A to dlatego, że Żelazny Karzeł był podrzutkiem, którego wspomniany już kierownik znalazł pewnego pięknego dnia, a konkretnie następnego dnia wieczorem, owiniętego w konsomolską "Prawdę" i leżącego tuż pod drzwiami. Zresztą gdyby nie te drzwi, to w ogóle by go nie zauważył, a tak, kiedy wychodząc uderzył go z impetem prawym skrzydłem (kierownik był bocianem), malec wytoczył się z rozwiniętej pod wpływem uderzenia gazety. Podejrzewam, że kierownik i bez tego by go odnalazł, bo przecież musiał by się schylić, by podnieść gazetę. Na to właśnie, jak mniemam, liczył sprawca tej, bądź co bądź, ohydnej zbrodni. Ale jednej rzeczy nie wziął pod uwagę. A mianowicie, że kierownik czytywał tylko "Senską bogdanan" - ze względu na krój czcionki.

Powracając do nazwiska. Jeśli Karzeł go nie znał, to na jakiej właściwie podstawie pragnął je zmienić? Bo gdzieś tam, w najgłębszych pokładach podświadomości przeczuwał, iż jest ono paskudne. Jak się później okazało, nie mylił się w tym względzie. No, ale po kolei.

Kiedy zdesperowany Karzeł nie wiedział zupełnie co czynić, przyszło mu do głowy, aby zawezwać listownie parę swych największych przyjaciół - wiewiórkę Łysą Skórkę i Krzywego Wilka. Niestety w silnym podenerwowaniu oba listy zaadresował do wiewiórki i stąd też - po części dlatego, że rozerwał go niewypał - Krzywy Wilk nie przybył. Natomiast wiewiórka Łysa Skórka oświadczyła: "Znam kogoś, kto powinien ci pomóc. Jest jednym z najstarszych mieszkańców naszego lasu i może wiedzieć kim był twój ojciec. Krótko mówiąc - udaj się do Kuny!".

Pokrzepiony jej słowami udał się więc Karzeł rączo do Kuny. Kiedy zapukał, drzwi otworzył mu borsuk i powiedział: "Dzień dobry, Kuna jestem. Czym mogę służyć?". Kiedy Karzeł wtajemniczył go w całą historię, Kuna po głębszym zastanowieniu zadeklarował, że może mu ewentualnie zaproponować nalewkę na kasztanach. Wasyl chętnie na to przystał. Kiedy raczyli się (z nieskrywaną radością), Kuna przypomniał sobie susła Gawrysiaka, który widział już niejedno, mógł więc widzieć i ojca Wasyla.

Udał się tedy Wasyl do susła Gawrysiaka i wyłuszczył mu tę samą historię, którą wcześniej wyłuszczył był Kunie, a którą wcześniej wyłuszczyliśmy my. Suseł zamyślił się głęboko i... zasnął. Kiedy się przebudził, szarzało już, a na jego wezgłowiu chrapał Żelazny Karzeł. "Najpierw się pyta, a potem zasypia!" - obruszył się suseł i zasnął. Kiedy się przebudzili - świtało. Suseł popatrzył przeciągle na Karła i rzekł: "Czułem, że prędzej czy później musi to wyjść na jaw. Tak, czy siak, prawda jest taka... ", dodał i... zasnął. Karzeł przez chwilę wsłuchiwał się w jego równy, miarowy oddech, po czym uderzył go kontrolnie z całej siły fajerką w czoło. Suseł przewrócił się na drugi bok i wymamrotał przez sen: "Twoim ojcem był..." - resztę zagłuszyło chrapanie. Po kolejnym uderzeniu suseł już nie zmienił boku, a po następnych przestał nawet i chrapać. Wasyl opuścił jego norę mocno przygnębiony.

A więc został mu już tylko jedna szansa, i to taka, przed którą bronił się od samego początku. Była nią wywołująca obłędną trwogę i znienawidzona przez mieszkańców lasu Wróżka z Garnuszka. Bez jej wiedzy nie działo się tam nic. Kiedy stanął w jej błotnistym progu (wiedźma mieszkała na mokradłach), zaskrzeczała:

- Nie skoro było ci do mnie, Żelazny, nie skoro!

- No, ale skoro już tu jestem, to może byś mi powiedziała...

- Wiem, wiem z czym przychodzisz - odparła i zdecydowanym ruchem nogi wskazała mu zydel, a kiedy usiadł, wsadziła łeb do dymiącego garnuszka, z którego czytała przeszłość i wymówiła odpowiednie na tą okoliczność zaklęcie, to znaczy:

Hokus pokus, czary mary
Niech się zjawi jego stary!

W garnuszku zasyczało nieprzyjemnie, a przez jego ptasi dzióbek - bo był to garnuszek z dzióbkiem - począł wypełzać zwolna zgniłozielony, gęsty opar. Wydaje mi się, że lepszym słowem byłoby tu "wydzielać". Tak czy siak woń jakaś obrzydliwa rozeszła się po całym pomieszczeniu. Dwadzieścia minut później, kiedy wykasłali się jako tako, a opar przerzedził Wróżka z Garnuszka pochyliła się, by wypatrzyć odbicie wywoływanego. Ale gdy tylko spojrzała, gały wysadziło jej z powiek, a ze zbielałych gwałtownie warg wydał się ni to ryk, ni to skowyt, który w swojej końcowej fazie przybrał formę partykuły "nieeee....". Ta, której bał się cały las, skonała z przerażenia. Podekscytowany do granic wytrzymałości Wasyl podskoczył do garnuszka i... osunął się na ze zwłoki Wróżki.

A jednak las w jakiś niewytłumaczalny sposób dowiedział się o wszystkim, bo kiedy nazajutrz rano pochowano Karła, czyjaś niezgrabna, wiewiórcza łapka wydłubała na kamieniu nagrobnym taką oto inskrypcję:

TU SPOCZYWA WASYL DZIERŻYŃSKI
PRZYJACIOŁOM JAKO ŻELAZNY KARZEŁ ZNANY

Co się tyczyło Wróżki, to już jej nikt nigdy więcej nie zobaczył. Niektórzy uważają, że jakie życie, taka śmierć, i w związku z tym sugerują, że połączyła się ona z oparem. Ale jak było naprawdę? Jedno jest pewne. W miejscu w którym leżała jej cielesna powłoka utworzył się jakiś przedziwny obraz, a dębowa klepka mocno wypłowiała. Przechodzący czasami tamtędy mieszkańcy lasu czynią to jak najspieszniej, rozglądając się przy tym trwożliwie dookoła, a na wszystkich urzędowych mapach lasu miejsce to figuruje jako Biała Plama.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:10, 13 Mar 2006    Temat postu:

Rozterki Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl uderzał w zamyśleniu telewizorem o ścianę i obserwował wzory, które wywoływał na ekranie. W pewnym momencie zaprzestał uderzeń i to z dwóch powodów: raz, że nie trafił w ścianę i uderzył się pokrętłem kontrastu w oko, a dwa, że zaciekawił go fragment nadawanego właśnie programu.

Jedną ręką trzymał się za oko, drugą usiłował poprawić odbiór.

Audycja mówiła o równouprawnieniu i o tym, że mężczyznom należy się Dzień Ojca. Wasyl poczuł rosnące zdenerwowanie. Jak to? Wszyscy będą mieli święto, a on nie?! I to tylko dlatego, że nie jest ojcem! Postanowił zrobić coś w tej sprawie.

Wyszedł przed chałupę i przypadkowo natknął się na borsuczycę Janinę. Nadepnął jej na ogon, żeby nie umknęła, a kiedy zdziwiona stanęła, powiedział:

- Cześć Janka! Chcę być ojcem!

Bardzo silne uderzenie w ciemię pozbawiło go przytomności. To mąż Janiny - borsuk Pilawski - zbulwersowany propozycją złożoną żonie, uderzył Wasyla wiadrem z ołowiem.

Po powrocie do zmysłów, Wasyl, nadal dręczony chęcią bycia ojcem, podobną propozycję złożył, jak mu się wydawało, wiewiórce Łysej Skórce. Okazało się jednak, że zamroczony niedawnym nokautem, za wiewiórkę wziął ogromnego niedźwiedzia samotnika. Poza ogromną siła, niedźwiedź słynął z całkowitego braku poczucia humoru, więc niewiele myśląc wbił Wasyla w pień starego dębu, a następnie przepiłował Wasylem dąb wzdłuż.

Następnego dnia skołowany nieco Wasyl pisał do telewizji na kawałku kory brzozowej:

DROGA REDAKCJO!
POSTANOWIŁEM ZOSTAĆ BEZDZIETNYM OJCEM. POMÓŻCIE, BO INACZEJ MNIE MOJA CHĘĆ OJCOSTWA WYKOŃCZY!


A kolejni mężowie leśnych piękności zacierali ręce, bo wiedzieli, że bezdzietny ojciec prędzej, czy później wpadnie w ich ręce...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:11, 13 Mar 2006    Temat postu:

Tajemna misja Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl tęsknił za wielką Przygodą. Męczyła go i nużyła monotonia leśnego życia. Szukając szansy na przeżycie czegoś niecodziennego wertował prasę, podsłuchiwał rozmowy telefoniczne i przejmował korespondencję. Któregoś dnia po obiedzie, Wasyl podsłuchał rozmowę między zającem Bazylim i borsuczycą Wandą. Z rozmowy wynikało między innymi, że w sąsiednim państwie grasuje smok i nęka ludność swoimi zachciankami, terroryzując całą okolicę. Wasyl tylko czekał na taką wiadomość. Natychmiast zaczął szykować się do drogi. Aby jednak nikt nie ubiegł go w wyprawie na smoka, Wasyl profilaktycznie zlikwidował źródło informacji, czyli zabił Bazylego i Wandę.

Następnie wyruszył, by nieść pomóc ciemiężonej przez smoka okolicy. Jednym problemem było odpowiednie podejście smoka, po uprzednim zlokalizowaniu jego siedziby. Z tym Wasyl poradził sobie w bardzo prosty sposób. Gdy był już na miejscu, złapał za gardło pierwszego napotkanego tubylca i kazał prowadzić się do smoka. Ten bez wahania wskazał kryjówkę bestii. Karzeł podszedł jak mógł najbliżej i zajrzał do środka. Smok siedział w szlafroku przy stole i pił cienką herbatę. Wasyl oberżnął mu głowę obcęgami.

Po krótkim procesie Wasyl został skazany na karę śmierci i stracony, ponieważ, jak się okazało zabił Henryka Smoka - kierownika mleczarni.

Ale to już inna historia, którą opowiem Wam jak tylko skończę zupę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:11, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wasyl i mrowki
Zelazny Karzel imieniem Wasyl siedzial ktoregos dnia na polanie i grzejac sie w sloncu leniwie rozgniatal mrowki przchodzace nieopodal. Bylo to jego ulubione zajecie i oddawal mu sie z zapalem. Nie omijal tez innych stworzen, ale mrowki wyraznie faworyzowal.
W pewnym momencie zauwazul wieksza grupe tych stworzen wyraznie zmierzajaca w jego strone. Ucieszony czekal az sie zbliza.
Ale mrowki nagle sie zatrzymaly i przez malutki megafon zaczely nadawac komunikat.
Wynikalo z niego, ze nie sa zadowolone z zabawy Wasyla i prosza go aby przestal. Wasyl dal znak, ze zrozumial. Nastepnie najwiekszej morowce wepchnal megafon do pyszczka a pozostale zlikwidowal cegla. Nastepnie zasnal.
Kiedy sie obudzil slonce stalo juz nisko nad horyzontem a las skapany byl w czerwonym swietle zachodu. Wasyl przeciagnal sie, kopnal przechodzacego obok lisa Metysa i juz mial ruszyc do domu gdy zauwazyl u swych stop zwitek papieru. Zaintrygowany rozprostowal go i przeczytal co nastepuje.


SLUCHAJ WASYL, ZAGNIOTLES NASZA DELEGACJE A HENKOWI WEPCHNALES MEGAFON.
JESTESMY ZMUSZONE SPROWADZIC NA POMOC SLYNNA CZESKA MOROWKE KAROLINE.
STRZEZ SIE. MROWKI.


Wasyl z poblazliwym usmiechem zdeptal papierek i ruszyl do domu.
Tuz kolo wejscia do jego ziemianki czekala Karolina.Miala czery metry dlugosci i wazyla dwie tony.Najpiew urwala Wasylowi nogi, potem rece i uszy. Nastepnie wepchnela mu do geby ogromny megafon.A potem urwala leb i zgniotla na placek.Reszte zmiazdzyla ogromnymi stopami i odeszla mowiac - Nesledano!


Ale to juz zupelnie inna historia, ktora opowiem wam jak wroce z Argentyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:12, 13 Mar 2006    Temat postu:

Tajemnicza Podroz Zelaznego Karla
Byla jesien.
Zelazny Karzel imieniem Wasyl siedzial w pociagu zdarzajacym do Irkucka. Za oknami migaly rozdziawione geby chlopow i zlocily sie pieknie nie zebrane zboza.
Ale on nie patrzyl na nie. Patrzyl na trzymany w rekach prostokatny kartonik pokryty pisanymi drobna reka kobieca ogromnymi czerwonymi bukwami. Patrzyl i czytal.

Daragoj moj Zeljeznyj Gnom!

Jesli ty niezabyl mienia jescio
Takda ty pribywaj siencias ze.
Tiebie nada wystriegatsja
majego muza padroznika.

Twaja Djerjewniannaja Nimfa.

"Jezeli mnie jeszcze pamietasz..." - jakze mogl zapomniec, to prawda, ze minelo juz czterdziesci lat, ale jakze mogl zapomniec te romantyczne spacery pod niebem pelnym deszczu kiedy to wtulona w niego szeptala: " Karlo mil..." a odglos pocalunkow mieszal sie ze zgrzytem jego podrdzewialych pod wplywem deszczu ramion i trzaskiem pekajacego z tego samego powodu lakieru na jej ciele. Jakze mogl zapomniec te nagle kolatania w samym srodku nocy, po ktorych zrywal sie i podbiegal do drzwi, za ktorymi nigdy nie bylo nikogo. Dopiero wiele lat pozniej dowiedzial sie, ze to kolatalo jej oszalale ze szczescia drewniane serce.
Jakze mogl zapomniec ten nieodmiennie im towarzyszacy huk dalekich dzial, a potem dziala umilkly. Wrocil jej maz i ich drogi sie rozeszly. Podobno po wojnie mieszkala przez czas jakis na Kole. No a teraz przygnalo ja widac na stare smiecie.

UWAGA! UWAGA! ZA MINUTE I TRZYDZIESCI SEKUND POCIAG PRZEJEDZIE PRZEZ IRKUCK.

Za oknami blysnal malowniczy neon przydworcowego kina imieniem Buratina. Grali ten film dla dzieci, na ktory tak bardzo lubili chodzic z Rusalka - "Wedrowki irkuckiej stalowki".
Lza wzruszenia potoczyla sie z brzekiem po zelaznym policzku Karla i upadla mu na kolana, roztrzaskujac obie rzepki.
Zelazny Karzel wstal ale brak rzepek zaklocil mu nieco zmysl rownowagi. Ratujac sie przed upadkiem w ostatniej chwili uchwycil raczke hamulca bezpieczenstwa. Gwaltowny wstrzas rzucil go na lustro, ktore roztrzaskal zanim zdarzyl sie w nim przejrzec. Ale moze to i dobrze bo nie zobaczylby juz w nim ani nosa, ani ucha, ani w ogole lewej strony twarzy.
Podniosl sie i powoli ruszyl ku drzwiom. Pograzony w myslach otworzyl je.
Niestety od strony torow.
Przejezdzajaca akurat kolejka zabrala mu prawa reke wraz z podrecznym bagazem, zawierajacym jego ukochana szlifierke do zebow i miecz Syreny, ktory wiozl w prezencie dla Drewnianej Rusalki.
Zreflektowawszy sie ruszyl we wlasciwym kierunku i minawszy peron zblizyl sie do szlabanu, za ktorym wila sie tak dobrze znana mu droga.
Szlaban wlasnie opuszczal sie. Przyspieszyl wiec kroku.
Ale za malo przyspieszyl. Opuszczajacy sie z potworna sila bezwladu szlaban wylamal mu szesc kregow szyjnych i zgruchotal miednice.
"W czym teraz bede nosil wode?" - pomyslal i zemdlal.
Z omdlenia wyrwal go glos.
"Daragoj moj Zeljeznyj Gnom..." - odemknal ze zgrztem prawa powieke i jak przez rdze zobaczyl mezczyzne w uniformie droznika, poczym zemdlal ponownie.
"No rusz ze sie tylko ty zardzewiala kuklo!" - i nagle oprzytomnial.
Przeciez to byl glos meza drewnianej rusalki. Jak oszalaly poderwal sie z ziemi i wrzasnal.

"Ach, teraz rozumiem juz wszystko! Przylapales Drewniana Rusalke na pisaniu listow do mnie i zabiles ja!"
"Tak! Zabilem ja! A konkretnie, to napalilem nia w piecu."
"A pozniej dopisales literki 'p' i 'o' i ze slowa 'droznik' zrobiles 'podroznik' zeby mnie zwabic w swe sidla, potworze!"
"Dokladnie tak! A teraz rozkrece cie na czesci by skonstruowac z nich pozniej tak potrzebna mi snopowiazalke. Hahaha, nareszcie rusze z robotami w polu!"

I wzniosl ramie zbrojne w srubokret... ale to juz zupelnie inna historia, ktora opowiem wam jak tylko skoncze zupe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:12, 13 Mar 2006    Temat postu:

Turniej zelaznego karla

Pewnego slonecznego ranka, Zelazny Karzel imieniem Wasyl, siedzial sobie na kupie ogryzionych kosci do gry i zastanawial sie co ma ze soba poczac.
Czul w sobie mlodosc, sile i wole zycia.
A poza tym mial juz dosc zarabiania na zycie polowaniem na dzikie maslo i zastawianiem wnykow na serwatke.
Mimo iz przelozeni, zadowoleni z jego pracy, odznaczyli go nie dalej jak wczoraj Drewniana Noga III klasy i Okularami Ochronnymi ze Smalcu.
A moze by tak wybrac sie z wizyta do Drewnianej Rusalki? - pomyslal. Mial przeciez dla niej dwa piekne podarki.
Wlasnorecznie wykonany z szyszek plan Szklarskiej Poreby i rzezbe przecudnej kobiety o twarzy konia.
Ale zamysl ten zarzucil w chwili, w ktorej przypomnial sobie, iz podczas ostatniej bytnosci u Drewnianej Rusalki, szlaban zgruchotal mu miednice i przez caly tydzien z niewielkim okladem nie mial w czym nosic wody ze studni.
A moze by tak zabic pania Maczynska... deputowana do Bundestagu w latach 1904-1910 ? Ale i ten zamysl zarzucil szybko, nie mogac wybrnac z dylematu, czy pewniej bedzie zdekapitowac Maczynska drzwiczkami od taksowki, czy zalac cieklym azotem.
Nagle, zza pobliskiego pagora wylecial potezny kondor w rozowej sukni balowej. Karzel wybaluszyl na niego swoje metaliczne oczy i mrugnal pare razy ze zgrzytem. Tymczasem kondor zataczal coraz szersze kregi nad wasylowa polana, rozsiewajac przy tym zapach perfum i kaszlac dyskretnie.
Zelazny Karzel az wkrecil sobie palec w imadlo aby sprawdzic czy nie sni.
Ale kondor ani myslal znikac.
W pewnym momencie podkolowal nieco blizej i z gracja upuscil dokladnie pod nogi Karla sliczny sloiczek po ogorkach konserwowych.W sloiczku tkwila tekturowa karteczka.Karzel z zaciekawieniem odgryzl wieczko i wyjal kartonik.
Na kartoniku wydrukowanie bylo zaproszenie.


KAZDY KTO MA CHEC I ODWAGE, ZMIERZYC SIE Z MISTRZAMI ZAPASOW PODCZAS DOROCZNEGO TURNIEJU KROLEWSKIEGO, NIECHAJ SIE STAWI W STOLICY Z EKWIPUNKIEM. ZWYCIEZCA OTRZYMA DUZO DUZO NAGROD I BEDZIE SLAWNY.


Bardzo lubie duzo nagrod, pomyslal Wasyl i zanucil piosenke Chorych Pszczolek. Nastepnie wyczyscil zeby pilnikiem, uczesal sie grabiami, pochromowal od pasa w dol i blyskawicznie spakowal swoje ulubione sruby.
Juz wiedzial, ze musi ruszyc w droge.
Na koniec kopnal kondora w zdziwionu dziob i powiewajac wesolo przewodami wyruszyl w kierunku stolicy.


A w stolicy festyn juz w pelni!
Wielki dziedziniec Krolewskich Zakladow Naprawczo-Grzewczych udekorowany portretami krola w towarzystwie przodownikow pracy.
A na trybunie, az oczy bola patrzec!
Krolewna Konstancja w pieknej papierowej czapce na glowie, Jego Krolewska Wysokosc z oswojonym tapirem na plecach a Krolowa Matka w dybach.


Wyszedl Wasyl na arene do pierwszego pojedynku. Spojrzal na przeciwnika i az go litosc wziela. Stoi przed nim czlowieczyna drobniutki, chudziutki i niesmialo sie usmiecha. Ruszyl Wasyl do przodu i wyprowadzil straszliwy cios.
Tymczasem czlowieczka zlapal taki napad kaszlu, ze az go zgielo. Furkoczaca piesc Wasyla trafila w proznie. Niepohamowana sila uderzenia wyrwala Karlowi reke z barku. Zdziwiony Wasyl stracil rownowage i probujac sie uratowac chcial sie wesprzec o przeciwnika, ten jednak poszedl do szatni po chustke do nosa.
Nie znajdujac oparcia Wasyl grzmotnal o bande i to tak nieszczesliwie, ze glowa rozplatal sobie plecy, z ktorych chlusnal spieniony olej.
Krol z usmiechem wachlowal sie oswojona martwa kaczka, a konferansjer oglaszal wszem i wobec, ze:


WASYL ZELAZNY POKONANY PRZEZ WLADYSLAWA TKACZYKA!


Ale Wladyslaw Tkaczyk juz tego nie slyszal.
Ze strachu przed powrotem do walki z Wasylem, powiesil sie w szatni na kranie z ciepla woda.
Tlum wiwatowal.
Wasyla wozni zawineli w pergamin.


Ale to juz zupelnie inna historia, ktora opowiem wam jak tylko skoncze zupe.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum kuchnia Strona Główna -> Kawały Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin