kuchnia
Obecny czas to Pon 17:29, 13 Maj 2024

Żelazny Karzeł Wasyl
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Odpowiedz do tematu    Forum kuchnia Strona Główna -> Kawały
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:13, 13 Mar 2006    Temat postu:

Wierność nie popłaca czyli ekonomiczne aspekty wielkiej miłości Żelaznego Karła

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił skończyć raz na zawsze ze swą samotnością, a że nie bardzo wiedział jak tego dokonać udał się po radę do swoich przyjaciół.
I gorzko tego pożałował. Świstaki-bliźniaki wyśmiały go:

- Eee... nie wie, nie wie... - i chichocząc uciekły w pole, tak, że Wasyl zdążył tylko krzyknąć za nimi: "Eee, świstaki-pętaki!" - i tyle ich widział.
Z kolei niedźwiedź wprawdzie ucieszył się, że wreszcie będzie mógł komuś wyświadczyć przysługę, jednak swoje rady szeptał do ucha Wasyla w sposób tak obleśny, że ten krzyknął na cały las: "Niedźwiedź świnia!!" i zniechęcony powrócił do swojej chaty. Myślał, myślał, myślał, aż nagle jak nie wrzaśnie:

- Wiem, wiem, żeby nie być samotnym, trzeba się ożenić! I to zaraz!

Jak stał tak wybiegł na poszukiwanie swej przyszłej małżonki. Przebiegł tak może ze dwa metry i ujrzał swoją dawną koleżankę szkolną - Kozę Mimozę. Przystanął Wasyl, popatrzył - mmm... całkiem, całkiem. Wprawdzie Koza Mimoza nie cieszyła się najlepszą opinią, niektórzy widzieli ją podobno jak ukradkiem chodziła do Woza Henryka, miejscowego spawacza, ale co tam plotki.
Podszedł Wasyl do kozy i tak powiada:

- E, Ty, masz być moją żoną i to już!

Tego, co było potem, nie przewidział. Koza Mimoza zerwała się jak poparzona wydając przy tym dźwięki imitujące puzon w niskim rejestrze co, jak wiadomo, oznaczało wielkie wzburzenie, i popędziła w las.
Powrócił tedy nasz biedny karzeł do chatki rozpamiętując swoją klęskę. Rozpamiętywał tak przez kilka dni aż nagle jak nie wrzaśnie:

- Wiem, wiem, powinny być zaloty! Koniecznie zaloty!

Na wszelki wypadek postanowił dokształcić się teoretycznie. Przeszukał więc całą chatkę, aż znalazł potrzebną mu lekturę: "Amor - Młynek. Zasada działania i instrukcja obsługi".
Dokładnie po roku pilnych studiów Wasyl ponowił oświadczyny.

- E Ty, masz tu prezenty i zostań moją żoną - powiedział wręczając ukochanej pudełko łakoci Frutti Towotti, soczystą gruszeczkę do lewatywy, a także zaręczynowy pierścień Zimmeringa.

- Ty żelazny kurduplu, nie chcę cię, nie!! - wrzasnęła Koza Mimoza i odwróciła się niewłaściwą stroną.

- A więc znowu klęska - pomyślał Wasyl - znowu jakiś błąd, lecz jaki?
Historia powtórzyła się kilkakrotnie: oświadczyny, odmowa, studia nad klęską i tak w kółko.

Mijały lata. Koza Mimoza rozglądała się za coraz bardziej pochyłymi drzewami, a Wasyl konsekwentnie, z uporem acz bezskutecznie, dążył do swego celu. Którejś jesieni postanowił: "Teraz albo nigdy, zdobędę ją podstępem. Będzie moja, choćbym miał użyć nawet ostatecznych argumentów".
Pod pretekstem pokazania kolekcji zrobionych w Wieliczce zdjęć klatki piersiowej Wasyl zwabił kozę do swojej chatki.

- Bądź moją żoną, ja cię proszę! - wykrzyknął.

Dla zwiększenia efektu swych oświadczyn rzucił się przy tym na kolana, a uczynił to tak stanowczo, że oba kolana wyskoczyły z panewek, sworznie strzeliły na boki i nasz karzeł w tym momencie jeszcze bardziej pomniejszył swój wzrost, a przez to i szanse u wybranki. Fakt ten nie pomniejszył żaru jego wyznania.

- Bądź moja, będziesz szczęśliwa. Żelazne słowo honoru!!!

Składając tę obietnicę Wasyl uderzył się pięścią w pierś, a uczynił to tak szczerze że dłoń przebiła mu pierś, rykoszetem odbiła się od telewizora, po czym trafiła jego wybrankę prosto w kuper.

- Ty prostaku, nigdy nie będę Twoja! - wrzasnęła Koza Mimoza i jak głupia uciekła do lasu.

A nasz biedny Żelazny Karzeł skonał w samotności, przed którą tak bardzo chciał uciec. I nikt po nim nie zapłakał. Nawet bóbr, który przechodząc zajrzał do chatki, a widząc kupkę rdzy, jedyny ślad jaki pozostał po Wasylu, westchnął:

- Ech, dziś to nawet w przysłowia wierzyć nie można. Stara miłość i co z tego zostało?


Ale sprawa odzysku surowców wtórnych to już zupełnie inna historia którą opowiem wam jak tylko skończę zupę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:13, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny Karzeł i szpinak

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl nienawidził szpinaku. A właściwie należałoby powiedzieć: szpinaka, gdyż chodzi o Waldemara Szpinaka, szybownika i dziennikarza, który niedawno wprowadził się wraz z rodziną w okolicę, którą zamieszkiwał Wasyl.

Powody tej nienawiści były niejasne, gdyż sam Szpinak bardzo rzadko bywał w domu, a jego żona Grażyna była miłą niewiastą o wielce pociągającej powierzchowności. Bardziej domyślni mieszkańcy lasu właśnie tej powierzchowności Grażyny Szpinak przypisywali nienawiść Wasyla do Waldemara Szpinaka. Nie polegało to jednak na prawdzie, gdyż Żelazny Karzeł również nienawidził Grażyny Szpinak.

W pewną środę, zobaczywszy jak Waldemar Szpinak z hukiem wystartował swoim szybowcem z pobliskiej polany, Wasyl podjął decyzję:

Trzeba koniecznie zabić Grażynę Szpinak.

W tym celu przygotowal sekator i ruszył w kierunku domostwa sąsiadów. Stanął u drzwi i zapukał.

Grażyna Szpinak otworzyła drzwi i wpuściła Wasyla do izby. Ten wyjął zza pleców śmiercionośne narzędzie i zaczął nim złowieszczo szczękać. Grażyna Szpinak zobaczywszy co się święci wzięła zamach i uderzyła Wasyla pięścią między brwi. Coś chrupnęło, karłowi poszła z nosa oliwa i padł jak rażony gromem na podłogę.

Gdy nieco później pytano Waldemara Szpinaka jak to sie stało, że jego wiotka żona poradziła sobie z Żelaznym Karłem, pan Waldemar wyjaśnił, że jej matka była z domu Młot a ojciec nazywał się Parowy...



(w tle Zamfir)

- Czy to fletnia Pana?
- Nie, pożyczona...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:13, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny Karzeł na boisku

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zainteresować się sportem. Uznał, że upływ czasu niekorzystnie wpływa na jego formę. Od czasu do czasu słyszał podejrzane piski w stawach. Zbyt silnie namagnesowany od częstego wycierania nos w sposób uciążliwy odkręcał mu łeb na północ. A tak sprawne niegdyś palce coraz częściej płatały mu figle już to upuszczając przedmioty na ziemię, już to niepotrzebnie je miażdżąc. Kiedy w poniedziałkowy ranek Wasyl niechcący zabił borsuka Wacława poprawiając mu beret - miarka się przebrała. Karzeł uznał, że niezbędny jest porządny trening, który przywróci mu pełną sprawność. Nie wiedział jednak, jaką gałąź sportu wybrać, a także czy zdecydować się na pion gwardyjski czy może LZS. Udał się więc po radę do znanego leśnego trenera i wioślarza, dzięcioła inżyniera Stanisława Korbaczewskiego. Dzięcioł Korbaczewski podumał, poskrobał się po plecach i powiedział rozumnie:




- Słuchaj Wasyl, popróbuj to tego, to owego.

Karzeł goraco podziekował trenerowi za pomoc, zapłacił za konsultacje i pobiegł prosto do losu...

- ...do lasu chyba?

- Tak, do lasu do LOS-u, do leśnego ośrodka sportowego.

- Aha, do LOS-u...

Tam rzucił się w wir dyscyplin.
Najpierw pobił rekord świata w rzucie oszczepem, z tym, że oszczepu już nigdy nie znaleziono.
Nastepnie chciał powtórzyć swój wyczyn w pchnięciu kulą ale kula rozsypała się w jego mocarnych palcach na proszek.
Skoczył więc wzwyż, ale spadając wybił z wyskoku dziurę na 6 metrów i zlikwidował tym samym skocznię.
Poradzono mu więc przeniesienie się na boisko i udział w sportach zespołowych. Wpadł na murawę i przyłączył się do jednej z drużyn piłkarskich. W ciągu 3 minut sfaulował 14 piłkarzy i wbił po 3 bramki każdej ze stron. Delikatnie wyproszony zdążył jeszcze na końcówkę finałowej rozgrywki w sali do koszykówki. Kiedy po pierwszym wyskoku zdruzgotał tablicę i przytwierdzony do niej kosz, mecz przerwano. Pobiegł więc ochoczo na basen by wspomóc waterpolistów. Tuż przy prysznicach dosięgła go jednak samonaprowadzająca rakieta typu ziemia-karzeł wcześniej zamówiona przez przewidującego doktora dzięcioła inżyniera Stanisława Korbaczewskiego. Dzięki jego społecznikowskiej postawie leśny ośrodek sportowy przetrwał, a ze złomu po Wasylu wykonano kilka kompletów hantli dla młodzieży. A trener Korbaczewski przeniósł się do siedziby dotąd zamieszkiwanej przez Wasyla i założył tam wypożyczalnię wideo.

Ale to już zupełnie inna historia, którą opowiem Wam, jak tylko skończę zupę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:14, 13 Mar 2006    Temat postu:

Zadziwiająca przemiana Żelaznego Karła
Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił zostać kuśnierzem. Leżał na swoim legowisku ze starych lodówek i myślał:

- Mieszkam przecież w lesie, w którym jest dużo zwierząt. Większość zwierząt ma futro. Moge to przecież wykorzystać, a zdobyte skórki sprzedać w formie eleganckich strojów. Zadowolony ze swego planu wstał z posłania, nasmarował się towotem, wyczyścił zęby pilnikiem i uczesał się grabiami. Do sakwy wrzucił kilka podstawowych narzędzi i ruszył w las. Pierwszym stworzeniem jakie spotkał była Wiewiórka Łysa Skórka.

- No, no... - pomyślał Wasyl - nie jest to może materiał na etolę ale warto by się zacząć wprawiać.

Po wesołym powitaniu z Łysą Skórką Wasyl na chwilę odwrócił jej uwagę okrzykiem: - O! Ptak!
Kiedy zdziwiona wiewiórka rozglądnęła się, Wasyl zarzucił jej na głowę kawałek szmaty i szybko uderzył kilkakrotnie imadłem między uszka.
Wiewiórka bardzo się uspokoiła, więc Wasyl przystąpił do pracy. Już po kilku chwilach trzymał w żelaznej dłoni małe rudawe futerko.

- O, dużo to tego nie ma, najwyżej wystarczy na bardzo małą czapeczkę - zmartwił się Żelazny Karzeł - ale od czegoś trzeba zacząć. Teraz pójdę i trzepnę w łeb Krzywego Wilka.

Nie zdążył jednak dokończyć myśli, gdyż otumaniło go straszliwe uderzenie w czoło. Jak we śnie, czuł Wasyl, że jakaś straszna siła wygina go, walcuje i przekuwa. Tracił stopniowo przytomność.
W ostatnim przebłysku świadomości usłyszał głos swego przyjaciela - ogromnego niedźwiedzia Stefana:

- Wstałem rano i postanowiłem zostać ślusarzem. Na poczatek zrobiłem z Wasyla wiadro. Chodź wiewiórko, nanosimy wody Wasylem. Tylko narzuć coś na siebie, bo zaczyna się robić chłodno.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:15, 13 Mar 2006    Temat postu:

Legendarna Maselnica

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl żył w podziemiach ukrytej w nieprzebytych lasach mleczarni wysyłkowej imieniem Kostki Napierskiego. Żył tam od dawna i nikomu nie wadził. Pracował uczciwie zarabiając na życie polowaniem na dzikie masło i zastawianiem wnyków na serwatkę. Przełożeni byli z niego zadowoleni, czego wyrazem było odznaczenie Wasyla drewnianą nogą trzeciej klasy i okularami ochronnymi ze smalcu. Nic by nie zakłóciło sielankowej egzystencji Żelaznego Karła, gdyby nie to, co zdarzyło się w pewien piękny grudniowy poranek. Tego dnia do portu zawinął dziwny żaglowiec. Maszty miał strzeliste jak rabarbar ale zwisały z nich postrzępione żagle. Na pokładzie kręciło się kilka dziwnie odzianych postaci. Smukły dziób dziwnego statku wieńczyła rzeźba pięknej kobiety o twarzy konia. Na wysmaganych wichrami deskach poszycia widniała wykaligrafowana złotymi literami nazwa "Maselnica".


Wasyl nie umiał czytać więc nie zrozumiał napisu. Wpatrywał się w niemym zachwycie w szlachetne rysy drewnianej piękności. Jego żelazne serce z brzękiem zaczęło łomotać po całym ciele. Po raz pierwszy od wieków w Wasylu obudziło się uczucie. W pewnym momencie do wypełnionych niebiańską muzyką uszu Wasyla dobiegł czyjś głos z pokładu:
- Ładna ta nasza "Maselnica", co?
Żelazny Karzeł drgnął. Maselnica? A cóż to za bezczelne przezwisko?
Runął do przodu z okrzykiem:
- Nie bedziesz mi tu przybłędo przezywał tej cud-piękności!
Ale źle obliczył odległość i z całym impetem palnął żelaznym czołem w betonowy falochron. Pękła z głuchym łoskotem żelazna czaszka Wasyla.
A piękna "Maselnica" po dziś dzień krąży po niezmierzonych puszczach w poszukiwaniu żar-ptaka. I tylko kiedy przypomni sobie Karła Wasyla, z niewesołym uśmiechem dyskretnie kaszle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:16, 13 Mar 2006    Temat postu:

Najnowsze postanowienie Żelaznego Karła

Żelazny Żelazny Karzeł imieniem Wasyl postanowił dokonać czegoś wielkiego. Chęć ta wynikała z podejrzenia, że inni mieszkańcy lasu nie cenią go tak jak powinni. Poczatkowo Wasyl walczył ze swoim kompleksem niższości przy pomocy siły. Na poczatku tygodnia zabił motyla Emila, uderzając go kindżałem. W środę chciał wykończyć kreta Złotkiewicza ale zaplątał się w przewody od miotacza ognia i w rezultacie sam się w paru miejscach rozhartował. Sobota przyniosła kolejne rozczarowanie: wiewiórka Łysa Skórka, którą chciał Wasyl wbić na pal, odmówiła. I, co gorsza tak mocno pchnęła Żelaznego Karła, że ten wpadł pod samochód dostawczy. Miara upokorzeń dopelniła się tegoż dnia wieczorem, kiedy Wasyl dowiedział się, że motyl Emil wcale nie zginął. Kindżał Wasyla zeslizgnął się bowiem po pancerzyku chitynowym chrząszczycy, z którą wówczas Emil się całował, i wyrzadził jedynie szkody moralne.
Wasyl był załamany. Wobec totalnego fiaska akcji mającej podbudować jego morale, Żelazny Karzeł zaczął myśleć o podróży w kosmos. Dospawał sobie do odwłoka rurę żeliwną wypełnioną materiałem pędnym, wymalował na bokach napisy Apollo - Sojuz, i sie odpalił. Niestety, nie zauważył, że się odpala pod osłoną wiaty na przystanku pekaesu. Uderzył ciemieniem w żeliwny wspornik daszka i wklinował się na amen. Nazajutrz dzieci palnikami odcięły truchło Wasyla i oddały je na złom. A za uzyskane pieniądze urządziły zabawę pod hasłem walki o lepsze jutro.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Pon 18:39, 13 Mar 2006    Temat postu:

Żelazny karzeł imieniem Wasyl zapragnął zmienić nazwisko. Pewnym utrudnieniem w realizacji tego zamierzenia wydawał się być fakt, iż żelazny karzeł w zasadzie nie miał nazwiska.
W zasadzie?
Tak, w zasadzie, bo przecież każdy przychodząc na świat posiada jakieś tam nazwisko, ale czasami bywa tak, że nazwiska tego nie zna. Okoliczność tego rodzaju zaistniała właśnie w przypadku żelaznego karła, który był wychowankiem leśnego domu dziecka imienia Kutuzowa.
Skoro był wychowankiem leśnego domu dziecka, to chyba więcej, niż pewne, że jego nazwisko musiał znać kierownik tegoż ośrodka.
Otóż właśnie, że nie. A to dlatego, że żelazny karzeł był podrzutkiem, którego wspomniany już kierownik znalazł pewnego pięknego ranka, a konkretnie następnego dnia wieczorem, owiniętego w Komsomolską Prawdę i leżącego tuż pod drzwiami. Zresztą gdyby nie te drzwi, to w ogóle by go nie zauważył. A tak, kiedy wychodząc uderzył go z impetem prawym skrzydłem (kierownik był bocianem), malec wytoczył się z rozwiniętej pod wpływem uderzenia gazety.
Podejrzewam, że kierownik i bez tego by go odnalazł, bo przecież musiał się schylić, żeby podnieść gazetę.
Na to właśnie, jak mniemam, liczył sprawca tej, bądź co bądź, ohydnej zbrodni. Ale jednej małej rzeczy nie wziął pod uwagę.
Jakiej, mianowicie?
A takiej to, że kierownik czytywał tylko Svenską Dagbladet ze względu na krój czcionki.
No tak, ale powracając do nazwiska� Jeżeli karzeł go nie znał, to na jakiej właściwie podstawie zapragnął je zmienić?
Bo gdzieś tam, w najgłębszych pokładach podświadomości przeczuwał, iż jest ono paskudne. I jak się później okazało, nie omylił się w tym względzie. No, ale po kolei.
Właśnie.
A więc kiedy zdesperowany Wasyl nie wiedział już zupełnie, co ma czynić, przyszło mu do głowy, aby zawezwać listownie dwójkę swoich nieodłącznych przyjaciół: Wiewiórkę Łysą Skórkę i Krzywego Wilka. Niestety, w silnym podenerwowaniu oba listy zaadresował do Wiewiórki i stąd też, a może też i po części dlatego, że rozerwał go niewypał, Krzywy Wilk nie przybył. Natomiast Wiewiórka Łysa Skórka oświadczyła mu:
Znam kogoś, kto powinien ci pomóc. Jest jednym z najstarszych mieszkańców naszego lasu i może wiedzieć, kim był twój ojciec. Krótko mówiąc udaj się do Kuny.
Pokrzepiony jej słowami udał się więc karzeł rączo do Kuny. Kiedy zapukał, drzwi otworzył mu Borsuk i powiedział:
Dzień dobry, Kuna jestem. Czym mogę służyć?
Kiedy karzeł wtajemniczył go już w całą historię, Kuna po głębszym zastanowieniu zadeklarował, że może mu ewentualnie zaproponować nalewkę na kasztanach. Wasyl chętnie na to przystał i kiedy tak raczyli się nią z nieskrywaną lubością, Kuna przypomniał sobie nagle Susła Gawrysiaka, który podobno widział niejedno. Mógł więc widzieć i ojca Wasyla. Udał się tedy Wasyl do Susła Gawrysiaka i wyłuszczył mu tę samą historię, którą wcześniej wyłuszczył był Kunie, a którą jeszcze wcześniej, jak pamiętasz, wyłuszczyliśmy my. Suseł zamyślił się głęboko i zasnął. Kiedy się przebudził, szarzało już mocno, a na jego wezgłowiu chrapał żelazny karzeł.
Najpierw się pyta, a potem zasypia - obruszył się Suseł i zasnął.
Kiedy się przebudzili, świtało. Suseł popatrzył przeciągle na karła i rzekł:
Czułem, że prędzej, czy później to musi wyjść na jaw, ale może to i lepiej. Tak, czy siak, prawda jest taka ... dodał i zasnął.
Karzeł przez chwilę wsłuchiwał się w jego równy, miarowy oddech, po czym uderzył go kontrolnie z całej siły fajerką w czoło. Suseł przewrócił się na drugi bok i wymamrotał przez sen:
Twoim ojcem był ...
Resztę zagłuszyło chrapanie. Po kolejnym uderzeniu Suseł już nie zmienił boku, a po następnych przestał nawet i chrapać. Karzeł opuścił jego norę mocno przygnębiony.
A więc została mu już tylko jedna szansa. I to taka, przed którą bronił się od samego początku. Była nią wywołująca obłędną trwogę i znienawidzona przez wszystkich mieszkańców lasu Wróżka Z Garnuszka. Bez jej wiedzy nie działo się tam nic.
Kiedy stanął w jej błotnistym progu (wiedźma mieszkała na mokradłach), zaskrzeczała:
Nieskoro ci było do mnie, żelazny, nieskoro.
No, ale skoro już jestem, to może byś mi powiedziała ?
Wiem, wiem z czym przychodzisz - odparła i zdecydowanym ruchem nogi wskazała mu na zydel. A kiedy usiadł, wsadziła łeb do dymiącego garnuszka, z którego czytała przeszłość i wymówiła odpowiednie na tę okoliczność zaklęcie.
To znaczy jakie?
Hokus pokus, czary mary, niech się zjawi jego stary.
W garnuszku zasyczało nieprzyjemnie, a przez jego ptasi dziubek, bo to był garnuszek z dziubkiem, począł wypełzać z wolna zgniłozielony, gęsty opar.
Wydaje mi się, że właściwszym słówkiem byłoby tu "wydzielać".
Tak czy siak, woń jakaś obrzydliwa rozeszła się po całym pomieszczeniu.
Dwadzieścia minut później, kiedy wykasłali się już jako tako, a opar nieco się przerzedził, Wróżka Z Garnuszka pochyliła się nad naczyniem, aby wypatrzyć odbicie wywoływanego. Ale gdy tylko spojrzała, gały wysadziło jej z orbit, a ze zbielałych gwałtownie warg wydarł się ni to ryk, ni to skowyt, który w końcowej swojej fazie przybrał postać partykuły "nieeeeee". Ta, której bał się cały las, skonała z przerażenia. Podekscytowany do granic wytrzymałości Wasyl doskoczył do garnuszka i osunął się na zwłok Wróżki.
A jednak las w jakiś niewytłumaczalny sposób dowiedział się o wszystkim. Bo kiedy nazajutrz rano pochowano karła, czyjaś niewprawna wiewiórcza łapka wydrapała mu na kamieniu nagrobnym taką oto inskrypcję:

Tu spoczywa Wasyl Dzierżyński, przyjaciołom jako Żelazny Karzeł znany.

Co się zaś tyczy Wróżki, to już jej nikt nigdy więcej nie zobaczył. Niektórzy uważają, że jakie życie, taka śmierć i w związku z tym sugerują, że połączyła się ona z oparem. A jak było naprawdę?
Jedno jest pewne: w miejscu, w którym leżała jej cielesna powłoka wytworzył się jakiś przedziwny, jasny obrys, a dębowa klepka mocno wypłowiała. Przechodzący czasami tamtędy mieszkańcy lasu czynią to jak najśpieszniej rozglądając się przy tym trwożnie dookoła. A na wszystkich urzędowych mapach lasu miejsce to figuruje jako biała plama.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Autor Wiadomość
Darzamat
antychryst



Dołączył: 22 Sty 2006
Posty: 297
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Pan Thy Monium


PostWysłany: Wto 19:52, 14 Mar 2006    Temat postu:

Rozmyślania Żelaznego Karła

Żelazny Karzeł imieniem Wasyl leżał zanurzony po szyję w oleju "Selector Special" i rozmyślał. Rozmyślał nad sensem życia. Był jednak trochę skołowany, więc niczego nie wymyślił i wyszedł z wanny.

Narzucił szlafrok z folii, usiadł w fotelu i zaczął myśleć nad zagadką nieskończoności. Po dwóch minutach dostał potwornej migreny, więc przestał myśleć, odział się i wyszedł przed chałupę. Usiadł na ławeczce przed domem i zaczął myśleć nad perpetum mobile. Po 30 sekundach wyciekł mu z głowy elektrolit.

Wasyl wstał, zatoczył się i położył pod stuletnim dębem. Patrząc na dzięcioła Grzegorza zamyślił się głęboko, gdyż zadał sobie pytanie: co było pierwsze - kogut czy kura? Po 40 sekundach lekki dymek wskazał w których partiach Karła nastąpiły przykre zwarcia.

Pod wieczór Wasyl otrząsnął się ze słabości. Dzięcioła Grzegorza udusił fartuchem, następnie zabił sześć wiewiórek i czaplę. Po skopaniu zaprzyjaźnionego warchlaka, siadł przed chałupą i był szczęśliwy. Nie myślał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu    Forum kuchnia Strona Główna -> Kawały Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group.
Theme Designed By ArthurStyle
Regulamin